Turysta przekraczający granicę samochodem prędzej czy później zostać może skierowany do szczegółowej rewizji pojazdu na tak zwanym kanale.
Nie byłem szczególnie zaskoczony, kiedy celnik uprzejmie poprosił mnie o podjechanie do budynku 5a. Taki los. Odczekałem coś około 10 minut zanim otwarto wrota i wjechałem do środka. Ciepło, choć nieprzytulnie. Na ścianach kafelki, jasne światło, jak szpitalu. Młody celnik "badający" mój samochód wydawał się zakłopotany spełnianym obowiązkiem, może to był jego pierwszy raz? Przy okazji okazało się, że filtr powietrza pod kokpitem domaga się wymiany. Celnik, o dziwo nie był zbyt dociekliwy, częściej różne elementy wykręcano i podważano w moim jeździdle na pasie. Kiedy funkcjonariusz uznał to co ja wiedziałem od początku, że przeszukanie jest bezcelowe i szkoda naszego cennego czasu pozwolił mi odjechać.
Byłoby prościej, gdyby uwierzono mi na słowo, kiedy składałem deklarację.
Wygląda na to, że celnicy po prostu nie ufają ludziom. Standardowe pytania (czy był Pan karany mandatem? Czy Pan coś na sobie - i nie chodzi o odzież) zadają tylko pro forma, bo jeśli wypadnie na Ciebie to pojedziesz na kanał a może nawet celnik Cię wymaca jak pomarańcze w Biedronce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz